Aktualności : Mariusz

AktualnościDzień z życia w DPS

2016-09-29
Wiele osób zadaje mi to pytanie, jak wygląda mój dzień życia w DPS. Dziś postaram się go opisać. Kiedy idę spać około 22 wówczas panuje błoga cisza tak, że słychać konwersację własnych myśli. Często się uśmiecham w tej dyskusji, bo to trochę przypomina gderanie przekupek…

 

 Jedna mówi: oj dziś to szybko zasnę, oczy mi się kleją… Druga z kolei pęka ze śmiechu i odpowiada: szybko zasnę? Ha, ha słyszę to, co noc i jak to się kończy? Mijają godziny, czasem już świta i wtedy dopiero zmęczone oczy pokrywają powieki.

 Nie każda noc tak wygląda, często zasypiam w kilka minut odkąd przyjmuję silny lek zwiotczający mięśnie. W innym razie spastyka (skurcze mięśni) ciągle mnie wybudzała. Teraz śpię jak dzidzia wtulony w mojego jasieczka.

  Rano, kiedy o ósmej przychodzi rehabilitant często mówię w żartach: chłopie jest ósma, środek nocy! Z trudem odkładam jasieczka i ćwiczymy. Zawsze przy tym oglądamy jakiś film na Discovery o zwierzakach.

 Po rehabilitacji czuję się lepiej, moje nogi są mniej spastyczne i mam spokojniejszy dzień. Po zajęciach rehabilitant pomaga mi ułożyć się na prawym boku abym mógł zjeść śniadanie. Zazwyczaj jadłem dwie kromki chleba z wędliną. Ostatnio musiałem coś zmienić w posiłkach, ponieważ mam duży problem z fizjologią. To taka naturalna sprawa dla większości zdrowych ludzi, a ja już na dwa dni przed żyje w stresie… Teraz uwielbiam jeść zwykłą bułkę z masłem, no pyszna jest i ciemny żytni chleb, bądź ze śliwką. Więc na prawym boku potrafię samodzielnie radzić sobie z posiłkami jak na lwa przystało :).

 Potem dzwonię po pielęgniarkę, która podaje mi leki, a jest ich trochę. Lubię bardzo żartować z personelem, zawsze jest miło, kiedy jest dobra atmosfera nawet wtedy, gdy brzuch boli niemiłosiernie.

 Mam stres kiedy przychodzi do pracy nowa osoba zawsze się krępuje, zwłaszcza podczas toalety, wtedy jest mi cholernie trudno. Mam natłok myśli, których nie potrafię opanować ani uspokoić. Myślę wtedy, że kolejna osoba widzi moją bezradność i zależność. To już się nigdy nie zmieni. Jednak najbardziej mnie dołuje sytuacja, kiedy osoby, które pracują na moim pawilonie, które wiedzą o mieszkańcach wszystko, do, których mamy zaufanie, śmiałość zostają z dnia na dzień przenoszone na inny pawilon. To chore, brakuje wyobraźni i troski o mieszkańców, bo każdy jak napisałem przyzwyczaja się do stałych pracowników, ale ktoś, kto tym zażąda ma to za nic i rzuca personel, co rusz gdzie indziej, jak meble. Ale więcej o tym w innym artykule.

 Po śniadaniu przeglądam „prasówkę” w Internecie i wszystko o sporcie, najwięcej uwagi poświęcam Wiśle Kraków. Potem słucham czytań na każdy dzień, a po nich zazwyczaj coś piszę. Wybieram jakiś temat i zabieram się do pracy, to przysparza mi wiele radości. Czuję, że coś mogę, że nie jestem całkiem do niczego. Tym klikaniem buduję jakiś obraz z treści i tym się cieszę, tym się dzielę.

 Oprócz artykułów robię korekty w drugiej książce, ale robię to wtedy, kiedy mam do tego wenę, bez niej nie dotykam jej, aby czegoś nie zepsuć. Piszę zazwyczaj do obiadu i potem po nim do 15. Wtedy włączam sobie gierkę żeby się zrelaksować. Po 16 mam toaletę i jestem przekręcany na plecy. Wtedy już nie daję rady pisać.

 W środy i piątek o 11 rehabilitant sadza mnie na wózek. Ale kiedy mam infekcje brzuch boli tak bardzo, że nie daje rady usiąść. po leczeniu ból jest o połowe mniejszy, a to wielka ulga.

 Mój pokój to taka mała kawalerka, jest toaleta i kuchnia, a ja leże w dużym pokoju. Tuż za plecami mam na dużej ścianie namalowane boisko. Są bramki, na środku jest piłkarz, a w prawym górnym rogu boiska jest logo mojej Wisełki Kraków. Na suficie są też ręcznie malowane małe piłeczki do nogi.

 Kiedy leżę na plecach przed oczami mam kolekcje dwunastu szalików klubowych i kilka koszulek, które podarowali mi przyjaciele i kibice Wisły. Wszystko to co otrzymałem cieszy mnie ogromnie, sam widok wywołuje wzruszenie i uśmiech :).

 Dzięki sprawniejszej lewej dłoni mogę sam napić się wody, odebrać telefon, a kanały w telewizji przełączam pilotem dotykając językiem numerki. Przez lata treningu idzie mi to bardzo sprawnie.

Najtrudniejsza jest tylko samotność, dlatego jestem szczęśliwy, kiedy ktoś z przyjaciół mnie odwiedza i zabiera na spacer. Wtedy chciałbym zerwać się z wózka i podbiec do każdego, do wszystkiego i mocno uściskać.

 Często o tym marzę, że jestem zdrowy i mogę spełnić jedno marzenie. Chciałbym poślubić wspaniałą dziewczynę, założyć rodzinę, a jej owocem byłaby córeczka, dla, której imię wybrałem jeszcze przed wypadkiem, Marysieńka. Wiecie tego dziecka nie ma, a ja tak bardzo ją kocham, moją wymarzoną małą Marysię.

 Nie doceniałem życia w pełnym zdrowiu, wtedy trochę łatwiej zdobyć upragnione marzenia :) Ale co komu pisane, no cóż..., trzeba to zaakceptować, życie potrafi zaskoczyć, z  jednego siodłla wysadza w trakcie galopu i trzeba dotrzeć do mety podpierając się na barkach innych :)

Pozdrawiam, Mariusz.

Zdjęcie części "ekipy remontowej" zawdzięczam im mój kolorowy pokój :)

 

Galeria zdjęć

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl