Moje przemyślenia : Mariusz

Moje przemyślenia Dotyk samotności

 

Czasem czuję w sobie taką siłę, która mnie przekonuje, że mogę wszystko, że jeśli się chce to można wiele osiągnąć. Temu uczuciu często towarzyszy podprogowy niepokój, który widzę wszędzie. Kiedy próbuję go ignorować, to jest jeszcze gorzej, bo wtedy wdziera się do mojej głowy i niszczy szyki poukładanych myśli. Cały wysiłek w codziennej gospodarności zostaje rozbity. I tak bez końca, znajduję swoje miejsce na ziemi, buduję dom i nagle wszystko się wali. Za każdym razem mam optymizm i przekonanie, że tym razem ukończę budowę i będę szczęśliwy. Jak dotąd nic się nie udaje i po każdej próbie tonę w natłoku kpiących myśli. Wiem, że się oszukuję, ale mimo tego, że kiepski ze mnie „murarz” to łapię się każdej nici nadziei. I choć z góry wiem, co się stanie, to chcę budować ten mały przytulny domek. Choćby dla tych chwil, kilku chwil, nim wszystko runie.

Jeśli nie mogę go ukończyć to biorę tyle ile mogę dostać. Czasem sam fundament dodaje siły, odwagi, a każda cegiełka więcej czyni mnie szczęśliwym. Jednak, choć wszystkie dni są  piękne to przyszłość nie pozostawia złudzeń. Im wyższe ściany tym bliższa jest chwila, która wszystko zburzy. Nigdy nie ukończę mojego domku, za każdym razem jest tak samo. Po wszystkim zarzekam się, że to koniec, że już nie chcę więcej próbować!.

Zamykam się w klatce i przyglądam życiu innych. Czasem wcielam się w rolę bohatera filmu, czy serialu, by podtrzymać w sercu płomień. Niekiedy widzę się w tłumie widowni jakiegoś Show…

Stoję z boku, ukrywam się by nikt na mnie nie spojrzał, oglądam spektakl w cieniu i w jego towarzystwie opuszczał teatr. Teatr, którego kiedyś byłem częścią. Nie, jako aktor, ale dekorator, który współtworzył możliwości, dzięki którym życie w pełni zachwytu przyjmowało brawa.

Codzienność jest sztuką, której zwykle się nie zauważa i nie docenia. Często jest tak, że nie można sobie przypomnieć, co robiło się np. wczoraj. Prosty dowód, że nie zauważa się płynących dni. W większości każdy wygląda podobnie, monotonia…

To znak, że już wszystko wróciło do normy. Samotność wymierza policzki w dzień i noc. Nie jest fajnie, ale przynajmniej ból serca nie jest tak bolesny jak o poranku w gruzach.

 

Nagle dostrzegam możliwość kolejnej budowy. Opieram się pokusie i gaszę ją, czym mogę. Tylko, co z tego, wszystkie rozsądne argumenty lądują w koszu. Mam do wyboru, samotność i pustka albo możliwość przeżycia pięknej przygody. Anusz tym razem się uda, może to jest ten czas, mój czas?. A, co jeśli to kolejny naiwny zwiastun marzenia, które się nie spełni? W cholerę z tym! Biorę kluczyki i odpalam auto, jadę naprzeciw przygodzie wbrew wszystkiemu łamiąc wszystkie swoje zasady.

Już nie kryję się w mroku, wróciłem na scenę, znów dowodzę! Jest zarąbiście, tłum szaleje, skanduje moje imię! Czy zrezygnować z czegoś takiego? Kto by się przejmował przeszłością, kiedy to wiatr odnowy gra piękną piosenkę i zaprasza do tańca!

Tak to wygląda, mogę wyrzec się wszystkiego, ale nadzieja zawsze pozostaje. Jeśli dostrzega cień możliwości na chwile radości, to rzuca się w projekcie bez zahamowań. Chyba słusznie, bo zawsze coś z tego szaleństwa pozostaje, wspomnienia, fotografie… W podjętym ryzyku rozkwitają spontaniczne chwile, o których się nie zapomina. Brać w nich udział jest po prostu wielkim szczęściem, wartym poniesionych kosztów. Nie ma na nie zbyt wiele czasu, liczy się każda chwila. To tyle, powrót do rzeczywistości nie jest łatwy.

 

 

  

 

Super pisać o czymś, co wywołuje uśmiech i poprzez myśli pozwala wrócić i dotknąć tych chwil.

 Ale trudno jest przyjąć do siebie i akceptować niektóre ograniczenia. Serce i dusza, tak trudno je powstrzymać, kiedy zew aż wrze, ale co z tego.

Wiosna od zawsze była moją żywicielką, dostarcza mi nowych sił i radości, więc czemu teraz tego nie czuję…

Płoną we mnie pożary, których nie potrafię ugasić. Jeśli jakiś cudem stłumię to na jego miejsce powstają trzy nowe. Do tego samotność, jej dotyk jest jak ukąszenie żmii. Bez antidotum się cierpi albo umiera. Ta, która mnie zraniła nie zabiła i czternaście lat już trzyma na uwięzi. Szkoda, że wódka tyle nie trzyma, ech…

Czasem czuję, że jestem tu dla samego siebie, żebym coś zrozumiał, albo po to żeby życie wyrwało ze mnie resztki tego, co mogę jeszcze robić sam.

Za dużo myśli w mojej głowie chce wtrącić swoje zdanie, muszę nimi szachować i umiejętnie dobierać.

 Łatwo się pogubić, ale tak naprawdę, co pewnie łatwo odkryć, każdy mój tekst zawiera puentę, która mieści się w zdaniu. A w tym to zaledwie kilka słów.

Malarz widzi obraz, który maluje a ja umieszczam własny w słowach, które pisze. W tych jest ich wiele i mienią się kolorami, w większości to kolor nadziei.

 

Tym wierszykiem zakończę moje pisanie. Dedykuję go wszystkim tym, którzy są więźniami własnych myśli, czas chwycić się za ręce i wyjść z mroku!!!

 

Nikt nam nie zabroni stawiać krok po kroku powoli

By lepiej żyć i trwać, by marzyć, tańczyć i śmiać się

Właśnie Tak:)

Nikt nam nie zabroni stawiać krok po kroku powoli

By zbudować Jach, chwycić za ster i wypłynąć w rejs

Tam gdzie się chce:)

 

 Pozdrawiam.

 

Mariusz.

 

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl