Moje przemyślenia : Mariusz

Moje przemyślenia Depresja, choroba świata.

 

DEPRESJA, CHOROBA SWIATA.

 

Depresja… kiedyś znałem znaczenie tego słowa tylko w teorii. Teraz mógłbym napisać o niej książkę, przychodzi nagle i atakuje z całą swoją mocą. Truje ofiarę i nieustannie nęka, odbiera nadzieję i zabija każdą pozytywną myśl.

 Po wypadku opanowała mój umysł i robiła ze mną, co chciała. Odpychanie bliskich, przekonywująca świadomość, że nikt i nic nie jest w stanie mi pomóc. Jak ognia unikałem rozmów o wizycie psychologa czy psychiatry. Jeden kojarzył mi się z wyłudzaniem odpowiedzi na zbyt osobiste pytania, jakby chciał wyszarpać ze mnie myśli, które należały tylko do mnie. Tego drugiego bałem się bardziej, że wyśle mnie do jakiegoś szpitala na zamknięty oddział, a tam będą mnie faszerować Bóg wie, czym. Tak czy inaczej, kiedy ktoś proponował mi zasięgnięcie porady u tych specjalistów momentalnie zdrowiałem. Na krótką chwilę z mojej twarzy znikał smutek i potrafiłem tak wesoło rozmawiać, po to tylko żeby przekonać wszystkich, że wszystko gra. Niemal zawsze byłem górą, skutecznie zwodziłem wszystkich, którzy martwili się o mnie. Czułem wtedy taki triumf! Ale prawda była inna, wygraną ciszył się mój oprawca, który mnie zniewolił, koszmarnie ciężka depresja. Zawsze wyprzedzała mnie o krok, doskonała obrona, zasieki przed wszystkim, co przyniosłoby trochę radości. Głosy, które przekrzykiwały wszystkich, każdego miałem wtedy za potencjalnego wroga, który mógłby naruszyć granice mojego świata. Liczyło się jedno, samotność i wysłuchiwanie wykładów dyplomowanego profesora „depresja” truciciela umysłu w czarnym garniturze. Krzykiem zadawał skazujące pytania, ( po co żyjesz? Nie jesteś nikomu potrzebny! Wszyscy mają cię dość, jesteś tylko ciężarem! Nikt nie mówi ci prawdy, to nie są twoi przyjaciele… itd.) takie myśli są religią depresji, co gorsza, jej słowa stają się muzyką, ukojeniem, jedyną prawdą w tym zagubieniu siebie i poczuciu braku miejsca wśród ludzi. To nawoływanie w głowie, że nikt nie potrafi ci pomóc, żądanie odcięcia się od bliskich i przyjaciół jest nieustanne i poważnie niebezpieczne. To właśnie w takich stanach depresji chciałem niejednokrotnie popełnić głupotę, gdybym wtedy był sprawny pewnie uległbym presji, która mąciła mi w głowie. Dobrze, że jednak ktoś obok mnie czuwał i wbrew protestom dochodziło do wizyt psychiatry, co w efekcie ratowało mnie przed najgorszym. Wydawało mi się, że mam kontrolę nad sobą, że to ja decyduję się na wybory, które pomogą mi żyć lepiej. Ale to były naiwne pozory, wokół mnie powstawał coraz to grubszy mur, mur, którego skruszenie było sztuką.

Kiedy lekarze po terapiach wyprowadzali mnie z ciemnej otchłani, kiedy odzyskałem kolory życia, docierało do mnie jak bardzo byłem oddalony od rzeczywistości. Rozumiałem wszystkich, że chcieli dla mnie dobrze. Powtarzałem sobie, że już nigdy nie dam się wciągnąć w kuszące intrygi depresji.  Ale kiedy większość czasu spędzałem w samotności, do tego z kłopotami zdrowotnymi, moja czujność została uśpiona, a wróg cierpliwie czekał na taki właśnie moment. Znów trudne chwile, mokre i nieprzespane noce, po chwili obok mnie stara znajoma, znów hipnotyzuje i wprowadza nowy plan dnia. Bez protestów kolejny raz rzucam się w ramiona depresji, wysysającej życie opiekunce, zwłaszcza nocy. Ubrana w cukierkowy świat prowadziła mnie w coraz to ciemniejsze miejsca, korytarzem na dobrze znane, samo dno. Kiedy już wie, że mocno trzyma ofiarę w szponach, bezczelnie śmieje się w twarz.  Bez wstydu patrząc w oczy zaczyna wyrzucać z umysłu to, co jeszcze niedawno przynosiło radość. Robi to doskonale, argumentując swoje racje:, Po co ci to było? Namęczyłeś się i co ci to dało? Pojeździłeś trochę na wózku i co wyzdrowiałeś? Wróciłeś do mnie z podkulonym ogonem, jak zresztą zawsze. Pamiętaj, cokolwiek byś nie zrobił to i tak nie wstaniesz z tego wózka, już zawsze będziesz leżał z workiem przy łóżku! Tu jest twoje miejsce a ja jestem twoim jedynym przyjacielem.

Kiedy taki chaos panuje w głowie trudno się otrząsnąć, a to nie koniec. Co noc dręczy i kusi, podsuwa absurdalne i tragiczne w skutkach pomysły.

Dla mnie osobiście to choroba diabelska, okrutna i bezkompromisowa, bez pomocy trudno z nią wygrać. Moje przeżyte lata byłe pełne takich stanów depresyjnych, balansowałem na granicy życia. Powodów miałem całą masę, ale zdaję sobie sprawę, że to nie jest choroba ludzi, których dotknęła tak jak mnie, życiowa tragedia.

Ta choroba atakuje każdego bez względu na statut, wiek, płeć, czy ktoś jest zdrowy czy chory. To problem globalny, ileż to razy słyszymy, jak niejedna nawet z hollywoodzkich gwiazd chciała lub popełniła samobójstwo z powodu depresji. Wiele jest wtedy bagatelizujących komentarzy, że odbiło bogatej lasce, w głowie jej się przewróciło i tyle, bo miała za dużo. Ale ta bogata laska miała w głowie to samo, co każdy w ciężkiej depresji, mało tego, świadomość tego, kim jest i jaką zajmuje pozycję w blasku fleszy była dodatkowym ciężarem.

 Takich przykładów jest multum, każdy cierpi jednakowo, matka rodziny, ojciec, syn, policjant, czy bezdomny. Przyczyny mogą być różne, od bardzo poważnych, po zupełnie błahe.  Stres, nerwy, samotność, choroba, to kilka, zaledwie kilka przyczyn, które prowadzą do depresji. A na nią nie ma gotowego przepisu, nie znajdziemy go w żadnej książce. Owszem teorii i porad jest mnóstwo, ale nie ma na nią jednej gotowej pigułki. To żmudne i długotrwałe leczenie, do tego nie ma gwarancji pewnego sukcesu.  A więc czy istnieje jakiś sposób, który pozwoliłby przeciwstawić się atakom tej cholery? Z własnych doświadczeń, po wielu naprawdę ciężkich stanach, z których byłem wyleczony… dziś z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jest sposób na skuteczne jej zwalczenie. Paradoksalnie to właśnie depresja ( nieświadomie) wsunęła mi do ręki miecz. Ty głupia, pomyślałem w momencie, w którym mnie olśniło. Tyle lat mnie truła, wodziła, a dopiero teraz zrozumiałem jak dać jej kopa, kiedy tylko próbuje mnie podejść w trudnych momentach. To tak proste i skuteczne, wystarczy ją przechytrzyć, tak jak robiła to ona. Teraz to ja jestem dwa kroki przed nią, wyprzedzam każde jej oklepane słowa, szydzę z niej i wyśmiewam, mówię:

- Tak, tak wiem, nie jestem nikomu potrzebny i wszystko, co robię nie ma sensu, no a jedyną przyjaciółką jesteś ty tak? To chciałaś mi powiedzieć, czy może cos pominąłem? Weź zmień płytę, bo jesteś nudna, naprawdę spodziewałem się po tobie więcej! Ha, ha, rany spójrz w lustro, gwarantuję, pęknie! Jesteś żałosna, naprawdę zrób cos z sobą, bo katar jest dla mnie większym problemem niż ty! Pa, pa.

To mi pomaga, to naprawdę działa, kiedy powiem jej te wszystkie słowa zanim sama otworzy niewidzialne usta, to żebym nie wiem jak był smutny, zawsze się uśmiechnę. To tak zwany uśmiech pod nosem, mała iskra, zwiastun zwycięstwa nad odwiecznym wrogiem. Opanowałem to do perfekcji, wyprzedzanie złych myśli pozytywnymi, niekiedy mocnymi, a wtedy opada mroczna mgła i wychodzi słońce. To sprawia mi niesamowitą satysfakcję, kiedy czuję jej oddech, tuż za, odwracam się i mówię:

- O proszę, a kto to mnie odwiedził? Bidulko szukasz frajera, co? Wybacz nie pomogę ci, a wierz mi chciałbym. Poczęstowałbym cię kawą, ale się skończyła. No pogadałbym jeszcze, ale widzę, że się spieszysz, więc wracaj do sedesu i koniecznie spuść wodę, bo w innym razie nie spłyniesz na swoje dno!

To mój sposób na depresję, moja recepta, wcześniej bez przerwy brałem leki antydepresyjne, ale odkąd tak ją traktuję jestem wolny. Od 2, 5 roku nie wziąłem żadnej pastylki od deprechy, owszem mam trudne, smutne okresy, z winy infekcji czy bólu. Ale nie zatracam się jak kiedyś w bezczynności i wysłuchiwaniu tej chorej trucicielki, przeciwnie. Ciągle myślę, co i jak zrobić żeby było lepiej, żeby było jak najmniej smutnych dni.  Depresja ma wielki problem żeby przebić moje pole siłowe, uodporniłem się na jej ataki. Choć ona uparcie ciągle próbuje i chyba nigdy nie zrezygnuje, żeby mnie złamać. Tyle razy jej mówię:

-, Ale ty jesteś głupia, walisz głową w mur, znajdź sobie jakieś zajęcie, bo wpadniesz w depresję, ha, ha.

Wyobraźcie sobie minę depresji jak ktoś jej mówi żeby nie wpadła w depresję, no właśnie nawet Wy się uśmiechacie.

Nie wiem, może pomyślicie, że jestem dziwny albo głupi, że traktuję depresję jak żywy organizm, że mówię do niej, kiedy czuję, że chce się do mnie dobrać. Ale to mi pomaga, tym sposobem ją zwalczam, nie wiem czy komuś innemu to pomoże, ale może warto spróbować, bo chciałbym jakoś pomóc cierpiącym na nią. Trzeba walczyć o siebie, nie pozwólcie depresji kierować życiem, bo stracicie wszystko, co piękne. Jeśli sami sobie nie radzimy to trzeba zasuwać do lekarza, nie czekać, bo możemy stracić wszystko.

Mariusz Rokicki

 

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl