Aktualności : Mariusz

AktualnościZ cyklu "Wyłowiony z wody"- List do Jezusa.

2019-03-26
Na pewno niczym Cię nie zaskoczę, Ty wszystko wiesz, ale z pewnością miło Ci będzie otrzymać ten list. Wiem, że nie ja jeden biłem się z myślami, w trudnych chwilach zadając pytania czy wytrwam w tym wszystkim do końca. Trochę uogólniam, ale nie będę robił listy trudności, martwiła mnie moja postawa, że czasem ukrywałem siebie prawdziwego za kurtyną, żyjąc w cieniu człowieka z przed wypadku...

 

 Udawanie silnego w słabości i bezradności, to wysoka cena, na, którą składały się bukłaki pełne łez... Ty wiesz Jezu mój, że noce zwłaszcza te bezchmurne pełne gwiazd bywały najbardziej deszczowe. Czasem wręcz nie mogłem doczekać się świtu by założyć „maskę” tylko po to bym znów mógł się uśmiechać. To sprawiało, że traciłem orientację i nie wiedziałem, która z twarzy odzwierciedlała moje ja?. I, który ze światów był prawdziwy? Dziś wiem, zbyt wiele iluzji jest w obu, dlatego się gubiłem mój Jezu. Zatraciłem gdzieś samego siebie, wszystko robiłem na emocjach i w myślach. W nich wszystko pięknie się układało, tam życie było takie proste i łatwe. Budowałem i wznosiłem, malowałem, rysowałem i pisałem, biegałem gdzie chciałem, tworzyłem i byłem taki szczęśliwy. Tylko, co z tego skoro nic z tych wspaniałości nie przekładało się na realne życie. Czułem zniechęcenie, całkowitą niemoc, nie wiedziałem jak wyrwać się z tego potrzasku. W każdy dzień wdzierała się rozpacz, której na początku nie odczuwałem. Ten zły tchórz, nieudacznik w taki sposób znieczula właśnie swoje ofiary. Tylko nie byłem jeszcze tego świadomy. Jego przebiegłość jest niepojęta, infekuje i czeka na autodestrukcje. Nic nie musi więcej robić, bo człowiek sam dobrowolnie wierzy w to, że jest najgorszym dnem. Tylko z Tobą Jezu pokonuję te wewnętrzne zmagania, bez Ciebie mijał rok, za rokiem, a ja w niczym się nie posuwałem, nawet gorzej, bo stałem, się pożywką dla chorób i z nimi walczyłem, zamiast chwytać każdą chwilę i żyć pełną piersią.

  Modliłem się, prosiłem o „oręż”, lecz to wyglądało…, Sam wiesz Jezu, jak odklepanie wierszy. Byłem kruszony rozbijany, rozpraszany, rozdarty…, tak bardzo brakowało mi mamy no i taty, który przyjeżdżał w, każdą niedzielę. Ty o tym wiesz mój Jezu, samotność mnie kradła dla siebie, a wydobyć się z jej objęć było niezwykle trudno. Żyłem w jej uścisku z nadzieją, że mimo ułomności Ty Jezu uwolnisz mnie z pod jej jarzma, a moją kruchość przemienisz w trwałość. We wszystkim Ci zaufałem, Tobie się oddałem powtarzając: < Ty decyduj, ja po ludzku nie daję rady, oddaję Ci siebie, nawet tą niezależność, co do życiowych wyborów, moją wolną wolę, Ty decyduj, Ty kreuj każdym dniem, nocą…, nakreśl mi drogę, abym się już nie potykał. I nie zawiodłem się, krok po kroku idę ku wyznaczonej mecie, wszystko zniosę bylebyś był przy mnie ukochany Jezu.

 Tyle się we mnie zmieniło odkąd zapragnąłem bardziej Cię poznać, tylko brak mi czasem śmiałości i wciąż gdzieś miotam się w przedsionku bojąc się do końca otworzyć drzwi do Twojego Czystego Serca. Bo, myślę sobie, że kiedy spojrzysz w moje pełne brudu, plew, porośnięte chwastem…, ogarnia mnie zawstydzenie. Wybacz mi, bo tak po ludzku nie ogarniam tego, że Ty niczego mi nie wypominasz i do tej mojej bojaźni otwierasz dłonie, wtedy słyszę i czuję w sercu jak Mówisz: Nie bój się, któż inny może oczyścić twoje serce? Chodź do mnie synu, bo już nie mogę bez ciebie dłużej wytrzymać. To jest Twoja odpowiedź na moją bojaźń, miłość, odpowiadasz miłością nawet, jeśli Ci w jakiś sposób urągam.

 Ty wiesz jak bałem się wyrzeczeń, przestrzegania przykazań…, złamałem wszystkie, tak wszystkie, bo zabiłem i to Ciebie swoimi grzechami przybiłem do krzyża. Kiedy o tym myślę boję się zapytać, za co Ty mnie tak kochasz?. Ile trzeba mieć tej miłości, żeby tak ciągle wybaczać… Kiedy się modlę, a potem mówię do Ciebie o różnych sprawach, nie słyszę Twego głosu, ale wiem, że każde słowo, czy myśl dociera do Ciebie. Lubię zamknąć oczy i biegać wokół Ciebie jak dziecko. Często trzymam Ciebie i Maryję za dłonie i podskakuję jak kiedyś z mamą i tatą. A właśnie, chcę Ci Jezu Ukochany podziękować, dałeś mi wspaniałych rodziców, strasznie ich kocham i tęsknie, nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł wyściskać Ciebie i ich!

  Muszę Ci powiedzieć, że bywają też trudne chwile, kiedy brzuch boli tak, że trudno wytrzymać, wtedy ten tchórz próbuje swoich sił i zarzuca utkaną z iluzji sieć, aby zmącić spokój i poddać w wątpliwość, co tylko się da. Im bardziej zbliżam się do Ciebie i im częściej z Tobą rozmawiam, tym bardziej się wścieka, a ja nie zamierzam dyskutować z tym, jak nazywał go Ojciec Pio „kozakiem”. Wystarczy, że wspomnę Twoje Imię Jezu i już go nie ma, ale muszę być czujnym, bo on tylko czeka na okazję i próbuje kąsać, wykorzystuje każdą słabość, mikro szczelinę, podjudza i podważa wszystko, w co wierzę. Wstyd mi, kiedy daje się tak podejść, że ulegam jego fałszywej iluzji, wtedy zadręczają mnie wyrzuty, bo zdaję sobie sprawę, że to Ciebie ranię najmocniej, a i własnej duszy wyrządzam przy tym szkodę. Ale wiara jest jak tlen, gdy „przyduszony tracę oddech” Ty mnie ratujesz, mimo tych wszystkich przykrości…

  Jezu wreszcie rozumiem jak się modlić sercem, to właśnie jest najpiękniejsza modlitwa, kiedy zamykam oczy, a słowa płyną do Ciebie, z serca do Serca Życia Wiecznego, do Boga! Tak dobrze mi przy Tobie Najmilejszy.

  Kiedyś nie rozumiałem tego, co się stało, byłem zdrowy, po chwili bezradny i zależny od innych. Dziś wiem, wiem i rozumiem to cierpienie, choć nie wiem czy mogę to, co sprawia mi ból i te ograniczenia nazywać cierpieniem, może trochę trudniejszym życiem. Tak czy inaczej, kiedy zobaczyłem sercem Ciebie Jezu przybitego do Krzyża wreszcie do mnie dotarło. Ty cierpieniem Zbawiłeś ten świat! Cierpieniem w okrutnym wymiarze, ubiczowany, znieważany, poniżany, opluwany…, Jezu cierpieniem odkupiłeś moje grzechy! I nie tylko moje, wszystkich, którzy w Ciebie wierzą.

 Panie mój, na świecie jest tyle tego cierpienia i wciąż słyszę pytania, dlaczego? Pozwól, że odpowiem, za Ciebie. Każde cierpienie to potężna broń przeciwko złu, które szerzy się dookoła jak wirus. Kiedy przyjmiesz swój Krzyż i ofiarujesz Bogu, za innych tak jak uczynił to Pan Jezus wypełniając wolę Ojca, to nie ma piękniejszej ofiary. Idziesz z Jezusem, na Golgotę, współcierpisz z Nim! Tylko teraz pytanie, czy jesteś gotów, aby „przybito” cię do Krzyża? Czy tylko naśladujesz Jezusa do Golgoty? Co to znaczy? Wyjaśnię. Kiedy akceptujesz swoje życie w cierpieniu, to mówisz Bogu „tak” jestem cały Twój i nie robisz Mu wyrzutów typu:, Dlaczego ja itp. Po prostu idziesz z Jezusem ramię w ramię i masz pewność, że nie upadniesz, jeśli Mu we wszystkim zaufasz. Kiedy wiara jest słaba, ledwie ciepła, to upadniesz, ale ten upadek cię tylko wzmocni, aż w końcu poczujesz w pewnej chwili, że pod „stopami nie ma gruntu”, już nie upadniesz, bo On, Jezus będzie niósł cię na rękach. I pokaże ci coś pięknego, zobaczysz uśmiechnięte twarze tych, za których się modliłeś/aś w cierpieniu. Nie ma chyba piękniejszej nagrody, od tej, kiedy Sam Jezus pokaże ci owoce twego cierpienia. Więc proszę wszystkich, bracie, siostro, nie zamykajcie się w „skorupach” cierpienia, nie marnujcie go. Żyjąc w cieniu trosk, psiocząc na swój los, marnujemy Boże łaski, łaski, które otwierają autostradę do zbawienia siebie i innych. Kiedy o tym myślę to czasem wołam: < Boże daj mi więcej tego cierpienia, życie jest tak, krótkie…, wczoraj 21 lat, a dziś za kilka miesięcy kolejne 21 lat życia po wypadku. Minęło jak jeden dzień, a Krzyż?:< Jezu prawdę powiedziałeś, to lekkie brzemię mimo wielu traum i wylanych łez jestem szczęśliwy. Żyję normalnie, uwielbiam żartować, śmiać się nawet z siebie, w końcu jestem mistrzem świata w skokach do wody, ha, ha :) Co nie oznacza, że jestem taki grzeczny :) A tak serio to chyba wtedy w tej wodzie jedno pytanie zdecydowało, że żyję, pamiętam go jakby to było dziś: Jezu w taki sposób mam odejść z tego świata?. Odpowiedzią na to pytanie jest ten list.

Kochani, wszystkie swoje troski napełniajcie Nadzieją :)

 

                                    Dziękuje Jezu za Twoją miłość

                                    Za to, że umarłeś za mnie, na Krzyżu

                                   Dziękuje Jezu, za Twoje cierpienie

                                   Dziękuje Jezu, za wieczne zbawienie

Pozdrawiam

Mariusz

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl