Aktualności : Mariusz

AktualnościZ cyklu "Wyłowiony z wody" - Część pierwsza.

2018-01-29
To nic, że za oknem zimno i deszcz pada To nic, że boli i noc nieprzespana To nic, że z pozoru wygląda to źle, Bo odszedł ode mnie smutek i lęk…

  

  Każdego roku jesienią, aż do stycznia towarzyszyło mi przygnębienie i samotność taka trawiąca ciało i umysł, jednym słowem „ból”, na który nie miałem sposobu, nawet w zakochaniu. Gdyby to była depresja to z łatwością bym ją okiełznał, bo rządziła mną w pierwszych latach po wypadku, teraz nie ma ze mną władzy. To ewidentnie wpływ aury zarzucał na mnie sieć, z, której nie potrafiłem się wyplątać. Nawet miłość, słodycz ciała, feromonu, czy słowa nie były w stanie pokonać tego okresu poza czasem. Tak, to czas był wówczas jedynym lekiem, mozolną terapią, która w zasadzie niczego nie uśmierzała. Trzeba było przetrwać ten dręczący okres ponurej aury w cierpliwości. Ulga przychodziła wraz z początkiem nowego roku. Z dnia na dzień było lepiej i lepiej, progres postępował, aż do wiosny. Tak wiosną wybuchał wulkan radości w moim sercu, w samym środku było jego rozległe epicentrum. Wraz z nim niezliczona ilość pragnień począwszy od poczucia na twarzy promyków słońca i dotyku pierwszych rozwiniętych listków na krzewach, drzewach aż po usilną chęć rzucenia się na dywan utkany z żółtych mleczy…

  Tego roku obawiałem się tego samego i już w trakcie lata myśli zaprzątały mi głowę o szponach jesiennej przemocy, która mnie skrępuje i dokona swojego przewrotu w mojej głowie. Mój lęk był silniejszy niż w poprzednich latach przez traumatyczne przeżycia, które spadły na moją rodzinę. Nie umiałem przeżyć dnia bez telefonu od taty, patrzyłem w niego, ale milczał, na wyświetlaczu nie zobaczyłem już więcej „dzwoni tata”. Och gdybym tak mógł wtenczas wyrwać serce i nie czuć tego bólu i tęsknoty. Prosiłem Boga, aby i mnie zabrał natychmiast, ale cóż, On miał inne plany.

  W tym bólu i rozpaczy w dniach i nocach pełnych apatii, rozterek nagle pojawiły się osoby, z, których biła swego rodzaju aura ciepła i spokoju. To nie wychodziło tylko z nowo poznanych osób, ale głównie stałych przyjaciół, którzy chyba nawet nie zdawali sobie sprawy jak piękne są ich serca, dusze i nie ma znaczenia to jakie mieli/mają poglądy. A ja na początku chciałem się tylko ogrzać w ich cieple, który przenikał do serca i uspokajał mnie.

  Po pewnym czasie wyraźnie poczułem opaczność Bożą, którą z początku chciałem odtrącić w złości, że w rok straciłem oboje rodziców. Jednak Bóg kocha tak mocno, że nawet trudno sobie to wyobrazić. Co zrobił? Prostą rzecz, sprawił, że poprzez pojedyncze słowa z ust przyjaciół, znajomych, a czasem obcych ludzi nakierował mnie na drogę, którą wcześniej podążałem, ale tylko w chwilach hm, wszelakiej kompletności tak cielesnej jak i duchowej czyli w euforii. W takiej kondycji nie mogłem poczuć niczego wzniosłego, bo byłem szczęśliwy, nie byłem świadomy jak bogata w miłość Boga była to droga. Tak, więc kiedy pod Jego opacznością postawiłem „stopę” na tym samym gruncie tyle, że nie w euforii, a w cierpieniu wtedy to poczułem. Poczułem tak bardzo, że nie zostałem tutaj sam sobie, żebym zaufał, a wszystko będzie dobrze. Tak więc wybieganie w przyszłość, te wszystkie myśli o przygnębieniu, smutnej jesieni i świętach okazały się daremne. Trzeba zaufać…, nic więcej i żyć, bo każdy oddech jest przeznaczony po coś. Wiem, że sam nic nie znaczę bo najważniejszy jest Ten który daje mi ten oddech, muszę tylko pokornie rozważać na co go przeznaczać i umiejętnie nim gospodarować dla właściwego pożytku. Jednym słowem „siać” bo i sam zostałem posiany jak i zresztą wszyscy by się krzewić i wydać plon obfity co do dnia w, którym siewca przyjdzie rządź.

  Bóg poprzez ludzi doprowadził mnie do miejsca gdzie nie czuje tego wszystkiego co w poprzednich latach, bo teraz gdy trzymam różaniec i modlę się, to niemal natychmiast kończy się „burza” i napełnia mnie pokój, a wszystko, co wrzeszczało z rozpaczy zostaje jakby uciszone, zdjęte ze mnie i zabrane. Czuję wielką siłę, moc z wysoka otula mnie całego i przywraca równowagę… Cdn.

Pozdrawiam.

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl