Aktualności : Mariusz

AktualnościWitajcie

2016-01-20
W trakcie pisania tych przemyśleń moja mama odeszła do lepszego świata, do naszej prawdziwej Ojczyzny. Kiedyś byłbym wściekły na Boga i urągał Mu tak jak po skoku do wody, przez, który w dużej mierze jestem zależny od innych. Wrócę do tego, co się wydarzyło w dalszej części moich przemyśleń. Teraz pozostawię je w takiej formie, jakiej zacząłem pisać…

 

   Pierwszy raz mam dylemat, w jaki sposób napisać ten artykuł. To trudne wyzwanie dla mnie, ponieważ spotkanie się z czymś nowym wymaga poznania i właściwego zrozumienia. To „nowe” uznane za prawe ubogaca, ale poprzez wiarę wymaga respektowania. O czym mowa? O poznawaniu nauk z Księgi Starego i Nowego Testamentu.

   Bóg niczego przed nami nie ukrywa, cały Jego plan odnośnie ludzkości jest zawarty w Biblii. W Niej jest opisany każdy krok i wydarzenie, które miało miejsce, jak i to, które nadejdzie. Czy warto czytać Biblię? Może inaczej, pytając osobę wierzącą czy kocha Boga-odpowie, że tak, kocham…, jeśli kogoś kochasz, to pragniesz, pragniesz wiedzieć o nim wszystko. Mówiąc kocham Boga, czy pragniemy Go poznać bliżej, zrozumieć? Tu leży problem naszej wiary, nie pragniemy poznać Boga, Który tak bardzo nas umiłował. Dlatego jesteśmy słabi i ulegli bardziej ciału niż pragnieniom duszy. Ma to swoją nazwę „rozdarcie”, o czym mów Św. Paweł w liście do Rzymian…

   Zakochałem się w Biblii, ale wciąż tak wiele mi z Niej umyka. Kiedy słucham codziennych czytań widzę fragmenty z Ewangelii, którą czytałem i kiedy nie rozpoznaje ich popadam w zakłopotanie. Zadaję sobie pytania, jak mogły mi umknąć tak ważne rzeczy? Po chwili refleksji znajduje odpowiedź i rozumiem, że nie byłem odpowiednio przygotowany by wszystko posłyszeć i zrozumieć. W rozproszeniu myśli nie mogło dotrzeć do mnie Boże słowo. Pozostaje ono we mnie wówczas wtedy, gdy moje serce i dusza jest gotowa by pozyskać je tak, by mogły rozkwitać i wydawać owoce. Słuchając Biblii nieroztropnie, siewca rzuca ziarna na naszą glebę, lecz nim wykiełkują uschną. Dlatego zaskakują mnie fragmenty czytań, których słuchałem, a nie rozpoznałem, bo i nie mogłem. Tak jak kwiat bez wody ginie, tak też słowa z Księgi życia nie zostaną zapamiętane, jeśli z uwagą ich nie wysłuchamy.

   Długo myślałem nad tym artykułem i zastanawiałem się czy pisząc to wszystko nie staje się kimś, kto próbuje wkupić się w łaski Boga. Ktoś zasiał we mnie taką myśl, lecz rozpoznałem Jego podstęp i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jednego nawet słowa bym tu nie nakreślił gdybym w takim celu to robił. Choć grzechu we mnie nie mało, to też, co napiszę i mnie samemu dodaje sił do tego by stać się lepszym.

   Osobiście mam mocny argument do tego, aby wierzyć w Boga i nie mieć, co do tego wątpliwości. Choć i bez tego, czego doświadczyłem tuż po skoku do wody moja wiara nie potrzebowała dowodu, weryfikacji…, ale Bóg uchylił mi drzwi Edenu. Myślałem, że nigdy tego nie zapomnę..., ale zapominam. Może ktoś, nie czytał książki, przypomnę to, co się wówczas wydarzyło, myślę, że warto.

    W chwili skoku potknąłem się, nie wiedziałem czy dolecę do głębokiej wody. Miałem wybór, a czasu nie wiele skoczyć na nogi, czy na główkę. Wybrałem drugą opcję, przekonany, że dolecę do głębokiej wody… Uderzyłem w dno i poczułem lekki ból w okolicach szyi. Wiedziałem, że nie jest dobrze. Otworzyłem oczy i zobaczyłem bezwładnie zwisające ręce i nogi. Okropny lęk i przerażenie, a w myślach czas na jedno pytanie:

- Boże czy to koniec? W taki sposób mam odejść z tego świata? Wtedy stało się coś, co żyje we mnie do dziś. Poszybowałem w górę ku niebu, lecz nie ciałem. Byłem jak maleńka iskra wielkości pinezki. Niczym pocisk wystrzelony z karabinu pędziłem przez mrok tak jakby jakaś ogromna siła z niebios przyciągała mnie o siebie. Nagle zatrzymałem się w blasku, lecz nie takim rażącym, a delikatnym i ciepłym. Nie czułem lęku, ni strachu żadnego… okryła mnie potężna miłość, która z zewsząd mnie otaczała. Nie ma słów takich by na ich podstawie wszystko to muc sobie wyobrazić. Czułem się bezpiecznie, ta potężna miłość wychodziła od Aniołów, czułem Ich obecność i wielkie uwielbienie… Och jak bardzo chciałem tam pozostać. Moja świadomość była otwarta i rozum pojmował wszystko, a to „wszystko” odczytywało, że nie jest to Dom Boży, a jedynie przedsionek naszej prawdziwej Ojczyzny.

  Wierzcie mi, że w tym „przedsionku” nie pragnąłem niczego więcej, byłem spełniony, ale nie gotowy i nie godny tego, aby tam pozostać. Bóg wskazał mi kierunek, drogę, którą mam podążać abym mógł powrócić tam po spełnieniu Jego woli tutaj. Czy przyjąłem wszystko, czego doświadczyłem, co czułem? Tą niewiarygodną miłość, którą sycili mnie Aniołowie? Tak i to wszystko nie pozostawiało wątpliwości, byłem krok od Domu Ojca.

   Zapomniałem o tym po wypadku. Przypomniałem sobie to wszystko wtedy, kiedy moje ciało rozkładało się od odleżyn, a myśli były jak płatki śniegu, delikatne, czyste i gotowe by poddać się woli Boga. On zaś wyleczył mnie z odleżyn i pokazał nowe życie. Gdy wyjechałem na pierwszy spacer nie mogłem napatrzeć się na wszystko, co mnie otacza. To był inny świat, piękny i ubarwiony, świat, którego nie dostrzegałem w pełnym zdrowiu. Teraz raduje mnie podmuch wiatru, promyk słońca, śpiew skowronka… Każdy listek na drzewie dostarczał mi tlenu przepełnionego radością. Otaczał mnie idealny świat piękna. Czułem się jak zagubione dziecko, gdzie ja naprawdę jestem? To nie jest ten świat z przed skoku! Tamten był szary, nudny, jakże inny od tego. Gdzie były te kolory, te drzewa, kwiaty i ta trawa nigdy nie widziałem tak pięknej zieleni. Wszystko mi się zmieszało, miałem przed oczami bajkowy świat, z, którego nie mogłem w pełni korzystać. Skok odebrał mi zdrowie fizyczne, za to moje zmysły otworzyły swoje granice…

   To wszystko podarował mi Bóg, zwrócił mi uwagę na to, co wcześniej pomijałem. I choć początek życia po skoku był okrutnie trudny i niestabilny, to, kiedy tylko powracałem w myślach do tego cudownego miejsca, które nazwałem „przedsionkiem Nieba” znosiłem wszystko byle tam wrócić. Wtedy jeszcze nie spodziewałem się, że będę żył tyle lat. Myślałem, że szybko umrę i poszybuje w górę do tej potężnej miłości, och, jaka ona jest potężna…

   Byłem jak dziecko, poznawałem uroki nowego życia jego smaki, gorzkie i te słodkie. Raz chciało mi się żyć, a innym razem chciałem umrzeć. Dziś moje życie jest, jakie jest, ale nie żałuję, że Bóg mnie ocalił. Poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi, przeżyłem dramaty, ale i chwile piękne. Poznaję Boga, uczę się go prawdziwie i dziękuje Mu za każdy dzień. Mimo moich ułomności i wad wiem, że mnie kocha całym sobą i wierzy, że moje zagubienie dobiegło końca. Odejście mamy z tego świata sprawiło, że pragnę żyć tak, aby nie ranić Boga, ani mamy. Chcę postępować słusznie i uczciwie, dlatego też proszę o wybaczenie wszystkich, których zawiodłem bądź zraniłem.

  Gdyby nie wiara dawno bym już poległ, mam obok siebie Szefa, do, którego mówię o wszystkim. To dodaje sił i często zapominam o bólu, który, na co dzień mi towarzyszy. Teraz mam mamę w Domu Ojca i czuje jak bardzo mnie wspiera we wszystkim. Nie mogę jej zawodzić, pragnę, aby patrzyła na mnie i była szczęśliwa. Bardzo cię kocham mamuś.

   Doświadczenia życiowe, czy to traumatyczne, czy radosne mają wpływ na życie. Niektóre wzmacniają i rzeźbią cechy miłe dla Boga i ludzi, inne wpływają na nas negatywnie i wprowadzają chaos w życie. W chaosie łatwo się pogubić, otwieramy nieświadomie serce i duszę dla innego pana, który to niszczy wszystko, co dobre w człowieku. Wtedy to trzeba resztkami wiary i nadziei modlić się sumiennie, a pokój i radość powróci do serca. Odzyskamy stan ducha i ciała, tak, aby były jednością, a w takiej jedności nic nas nie pokona!

   Chciałbym, aby każdy, choć chwilę dziennie poświęcał na przeczytanie fragmentu z Biblii. Będziecie zaskoczeni treścią, która przemawia jakby tylko do nas. I krok po kroku zakochamy się w Księdze Życia, która przyodziewa w obfitą radość każdego, kto otworzy serce dla Boga. Przyziemność ogranicza nasze relacje duchowe, urzyźniajmy nasze dusze tak, aby w godzinie odejścia, bez lęku przywitać się z Szefem.

Chciałbym zadedykować ten artykuł mojej mamie, którą bardzo kocham i wszystkim przyjaciołom oraz czytelnikom.

Pozdrawiam wszystkich.

Mariusz.

 

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl