Aktualności : Mariusz

AktualnościW chorobie...

2014-07-30
Kiedyś miałem inne priorytety, po wypadku wszystko uległo zmianie. Obudziłem się w innym świecie. Na początku byłem przerażony, zagubiony i zrozpaczony. Ślepy, samotny i potężnie wrogi Bogu. Co mi zrobiłeś, dlaczego nie zatrzymałeś, krzyczałem? To tak mnie kochałeś, że pozwoliłeś mi zrobić sobie krzywdę?....

Teraz widzę wszystko inaczej, biegnę w kierunku wody a On chwyta mnie w Swoje ramiona…

 

 Otulał mnie, kiedy na Niego wrzeszczałem w beznadziei a im mocniej Go raniłem, tym bardziej czułem Jego miłość. Byłem taki rozbity, zadawałem sobie pytania: Boże, dlaczego tak mnie kochasz, kiedy ja Ciebie tak traktuje? Nie miałem sposobu, aby skutecznie Go do siebie zrazić. Jaki ja byłem zły, że nie potrafię mieć Go po drugiej stronie żebym mógł po prostu do Niego „strzelać!”

 

We wszystkim widziałem brzydotę i odpychałem od siebie każdego. A On jak upierdliwa mucha przyciągał moją uwagę drobiazgami, od których nie mogłem oderwać wzroku. Od pająka na ścianie począwszy. Był moim osobistym Nauczycielem, a ja niepokornym uczniem.

 

Początki były pełne niewdzięczności z mojej strony, uparty, zawzięty i głupi jak… ja warczałem a On się uśmiechał. A jak pękałem przytulał mnie z taką troską. Robił tak wiele abym to ja sam zrozumiał, że to jest inny poziom mojego nowego życia, że to w nim dostrzegę blask, który wcześniej był cieniem.  

 

Ktoś może zarzucić nie tylko mnie, że takie myślenie jest formą alibi, po to, aby nie myśleć o innych strumieniach własnej tragedii. Oczywiście sam byłem tego zdania, że to nic innego jak jakaś kara, grzech młodzieńczej pewności siebie, pewnej zarozumiałości.

 

Z czasem nabierałem dystansu, co do takiego toku myślenia. Wszystko się odwracało, oczy nie przekłamywały widoku, rozum nie wodził mnie po manowcach. Uwierzyłem, że nic nie dzieje się przez przypadek. Czasem nawet nie zauważamy drobnych zmian, nazwę je „korektami”, które mają olbrzymi wpływ na życie.

 

Kiedy coś, co dotąd było łatwe w dostępie zostaje mocno ograniczone, w zamian budzą się inne instynkty, które w jakiś sposób pozwalają przetrwać. Tak, aby czuć, że nadal można wiele robić i być potrzebnym innym. Zasoby umysłu posiadają nieograniczone możliwości. Dlatego z silną wolą życia adaptacja do nowych warunków nie jest trudna.

 

Gorzej jest ujarzmić żywioł, który jak rwący potok drąży w sercu nowy kanał ujścia po to, aby niczym wulkan swoją erupcją dać wyraz potęgi, której nijak nie można spożytkować. Pozostaje jedno wyjście, które w jakiś sposób może oczyścić własne wnętrze, po prosu się wypłakać i pruć dalej do przodu.

 

Wrażliwość to ona jest „młotem”, który kruszy wszystko, co przesłania widoki na piękno tego świata. Ułomność, czasem nawet pochylenie głowy zwłaszcza wtedy, kiedy ma się racje jest drogą, która buduje mosty do uczuć wyjątkowych. Złość na kogoś trwa zaledwie chwilę, kiedy przechodzi w sercu jest tak lekko.

 

 Czasem potrafię ostro brzydko mówiąc poprzeklinać i przechodzi. Ale to, co najpiękniejsze to, to, że nie chowam urazy do nikogo. Czasem pozostaje w sercu jakiś tam żal czy smuteczek, ale… To tak naprawdę nic.

Po wypadku nastąpiła wielka przemiana i ta idealność spostrzeżeń w ramionach natury.

 

Po to tu między innymi jestem, aby pokazywać świat, który ma wiele barw, których nie dostrzega się z różnych powodów. Głowa pełna myśli nie pozwala na to, aby móc dostrzec ten kolor nadziei rzeczy pomijanych. A ja czerpię radość pisząc o tym. Opisuję to, co zaobserwuję i przelewam obraz na ten oto właśnie papier.

 

To wspaniałe uczucie, kiedy ma się możliwość obserwacji zachodzących zmian tych, których można swobodnie dotknąć. Widząc to zastanawiam się nad odbiorem innych ludzi opisanych tu obrazów. Czy kiedy wychodzą wprost w objęcia natury czują i widzą po części to, do czego nawiązuję?.

 

Czasem jest tak, że widzę coś, za czym tak tęsknię i chciałbym przeżyć kilka takich fajnych chwil. Przełykam ślinę, ciepły wiatr osusza mi łzę z policzka. Czuję na barku dłoń przyjaciela, słyszę w głowie jakby szept:

-, choć ze mną, spójrz na ten widok doliny porośniętej kwieciem. To wszystko jest twoje, nie płacz za tym, co jest mało ważne. Jeździłeś już za samochodem, byłeś dobrym kierowcom, znasz ten smak. Za to ten ogród, za odrobinę cierpliwości zaspokoi wszystkie twoje potrzeby. Bądź cierpliwy…

 

I znikło wszystko a dookoła mnóstwo aut, zaś w głowie pozostał widok, do którego lgną myśli. W sercu pozostała taka błogość.

 

Wiara, to ona w trudnych chwilach potrafi stworzyć w nas obraz nad wyraz doskonały. To ratunek przed upadkiem? Nie to dar niewyczerpanej radości, który tuli nas w rozmachu swojej miłości. Korzystajmy, więc żyjąc i wierząc...

 

 Ile razy omal nie otarliśmy się o śmierć? Każdy z nas, prawda? Wielokrotnie. Czy to dzieło przypadku? Sami znacie odpowiedz.

 Tak jak i nie ma na świecie złych serc, są one zniewolone przez zło, któremu ulegli, czasem pod przymusem, wydarte z rąk matki. Ich Bóg nie opuści nigdy, bo nie wiedzą, że to, co czynią jest złe.

 

Pisze to w gorączce i nie wiem, wydaje mi się, że w obecnej chwili pewne rzeczy widzę inaczej. Twórczość jest zbędna, nie potrzebna, ponieważ pisanie o Bogu tego nie wymaga, słowa zwyczajne mają w sobie te same kolory. To takie piękne, czyste i przenikliwe. Bo każdy bez względu na to, kim jest, ma w spichlerzu swoje ziarno, który musi donieść do tej oto doliny, którą mój Przyjaciel był łaskaw mi pokazać. Wypada zakończyć te artykuł tylko tak, Amen.

 

Pozdrawiam serdecznie.

 

Mariusz.

 

PS. To, że rzadko pisze, to nie oznacza, że kogoś skreślam, wie o tym każdy, kto dobrze mnie zna. Przepraszam wszystkich, którzy myślą, że jest inaczej. Boli trochę wyrażanie tego w sposób taki rażący. Ale nie mam zbytnio sił o tym pisać.

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl